Jak to przy takich wydarzeniach, wydawało mi się, że spokojnie, na luzie do tego podejdę, bo przecież nie ma się czym stresować. Poza tym będę miała opowiadać o swojej pracy, którą, wiadomo, uwielbiam, więc tym bardziej co za problem. Ale okazało się, że stres, emocje wzięły górę nad racjonalnością. Oto jak przeżyłam mój pierwszy wernisaż rysunku.
Rano w czwartek przed całym wydarzeniem, przed lustrem, ćwiczyłam co powiem i jak. Nawet sobie napisałam na kartce najważniejsze rzeczy. Szło mi dobre, widząc siebie w odbiciu, będąc samą w pokoju. Myślę więc sobie, „nie ma co się stresować, opowiem to własnymi słowami”. Oczywiście, żadna kartka z zapiskami, ze mną nie
poszła. I kiedy już stałam na środku, a wokół stało wielu ludzi, to już nie miałam takiego otwartego umysłu i raczej nie powiedziałam tego w takiej kolejności jak chciałam.
Rzeczywiście zapomniałam powiedzieć o kilku faktach, ale goście wernisażu zadawali wiele pytań, więc czym prędzej na nie dopowiadałam i nadrabiałam informacje, które pominęłam.
W ogóle ten czwartek, cały dzień miałam bardzo dziwny, bo nie umiałam za bardzo pracować. Zrobiłam jakieś drobne rzeczy, ale właściwie nie to co powinnam. I wygląda na to, że serio zjadł mnie stres. A tak chojrakowałam…
Dziś kiedy piszę ten tekst, jest dosłownie dzień po, wszystko na świeżo. Ale już bez większego problemu potrafię się zebrać do pracy, także nie widzę innego wytłumaczenia na mój brak mobilizacji, niż stres. A może się tylko tłumacze…?
A jak wygląda sama wystawa?
Wystawa jest w małym, ale bardzo przytulnym miejscu. SKLEPIK Z MARZENIAMI się nazywa. Klimat, który stworzą Panie organizatorki, jest ciepły i domowy. Na wernisażu było dużo świeczek, zrobiło się tak kameralnie dzięki temu. Miejsca może nie ma tam za dużo i właściwie wiele osób musiało stać.
Moje prace – rysunki żurnalowe, wywieszone są na ścianach. Podzielone są na trzy segmenty – szkice, wstępne projekty i końcowe rysunki.
Koło rysunków pokazane są moje zrealizowane stroje do dyplomu, czyli sukienki i garnitur, który już znacie. Można teraz do nich podejść, dotknąć, zobaczyć z bliska jak to wygląda.
Jak już przemówiłam i odpowiedziałam na kilka pytań, zakończyła się część oficjalna, wprowadzająca. I zaczął się moment na pogaduszki w mniejszych grupach, okazja do przyjrzenia się rysunkom z bliska.
Starałam się podchodzić do wszystkich w miarę możliwości. Pojawiło się też na wernisażu kilku moich znajomych, co to ich od lat nie widziałam, wiec tym bardziej było mi miło. I miałam okazję zamienić z nimi kilka słów.
Było dla mnie bardzo emocjonująco! Nie spodziewałam się! Wydawało mi się, że to na tyle małe wydarzenie, że spokojnie przejdę przez to lekko. Ale przecież wystawa w 100% dotyczyła mnie, moich prac, więc jednak przeżywałam.
Dostałam wiele dobrych słów. To daje dużo motywacji do działania. Dlatego tez teraz, rano, jeszcze na świeżo zebrałam się do napisałam tekstu. Po pierwsze żeby dobrze to zapamiętać. Po drugie, jest we mnie dużo energii do działania, muszę to wykorzystać.
Wystawę można oglądać jeszcze do 11.10. Zapraszam, rzecz jasna 🙂
Unosząca się kilka centymetrów nad ziemią, Maria