Na Waszą prośbę taki temat. Plusy i minusy biznesu odzieżowego.
Pamiętaj, żadna tam ze mnie znawczyni biznesowa. Piszę o tym jakie ja mam doświadczenie, jak mi się pracuje. I jakie ja zmiany w sobie zauważam. Wymieniam tutaj poszczególne, najważniejsze moim zdaniem punkty prowadzenia biznesu, takie, co to suną się na myśl zaraz jak pomyślę „biznes”.
Dobra, zaczynamy!
-
Wszystko na mojej głowie.
Pierwszy i już z grubej rury. Mieć firmę na głowie to duża presja. Ja na początku nie zdawałam sobie z tego sprawy, jak duża. Dopiero po czasie się skumałam, że to się na poważnie dzieje, to nie są już tylko moje marzenia. Zaczęłam wtedy bardziej oszczędnie patrzeć na inwestycje w materiał, bardziej zaczęłam analizować rynek, sprawdzam konkurencję. To wszystko pozwala mi na dobre przygotowanie mojej oferty i produktów, których jeszcze inni nie robią. Jednym słowem, mogę wbić się niszę.
Pisząc wszystko na mojej głowie mam na myśli WSZYSTKO!
Zaprojektowanie, kontakt z konstruktorem, uszycie, zdjęcia, działania sklepu internetowego, i tu dalej mogę wymieniać nieskończoną listę… I te elementy mojej pracy znacie, bo to najczęściej pokazuję. Ale za kulisami jest organizacja przestrzeni sklepu, reklama, nawet to, że trzeba posprzątać i wg cała sprzedaż. I każda z tych rzeczy z osobna nie jest niczym starszym, ale już jak ma to robić jedna osoba, to jest tego bardzo dużo. Wierz mi.
I powiem Ci tak, dla mnie, osoby, która uwielbia jak się dużo dzieje, ekstrawertyczce, choleryczce, czyli wulkanie energii i tak wychodzi, że biznes to mega bieganie i orka. I często mi to doskwiera nawet. Nie ma co się oszukiwać. Jeśli wyobrażasz sobie siebie pod palmami, albo nawet przy pięknym biurku (zawsze uporządkowanym) z pyszną kawą i ciasteczkiem, to wiedz że takich dni to będziesz miała może dwa w miesiącu. Cała reszta to ORKA! Takie mam doświadczenie na początku biznesu. Liczę że za czas jakiś to się zmieni, bo może mój zespół będzie się powiększał. 🙂 A może to tylko złudne marzenia…
-
Musisz nauczyć się liczyć.
I pisze to ta, która nie zdała próbnej matury z matmy (potem jak się wzięłam za siebie, to samą maturę super zdałam, no ale jednak). Ale im dłużej w tej firmie jestem, tym bardziej widzę, że trzeba liczyć. I to dużo. Serio dużo.
Ile sukienek muszę sprzedać w miesiącu, żebym miała na koszty? Ile sukienek muszę sprzedać, żeby zainwestować dalej w materiał i nowe projekty? A ile będzie mnie kosztowało wypuszczenie kolejnej sukienki? No, takie rzeczy.
Nawet powoli zaczyna mnie to liczenie kręcić, bo to sprawia, że wiem ile muszę zapracować. To znaczy, ja bardzo lubię wiedzieć do czego dążę. I kiedy już wyliczę sobie to minimum, to wedle tego ustalam budżet. Oczywiście to bardzo mniej więcej, bo nie mogę jeszcze, przy tak małej firmie, wiedzieć ile zarobię. Ale jakieś mi to pojęcie daje i można coś planować.
-
Ciągłe gaszenie pożarów.
Pamiętam jak czytałam e-booka Moniki Kamińskiej o biznesie właśnie, bardzo wiedziałam o czym pisze, bo ona ciągle powtarza że biznes to wieczne „gaszenie pożarów”. To jest święta prawda.
Wydaje Ci się że na spokojnie przeżyjesz ten dzień, a tu w najmniej oczekiwanym momencie musisz zmienić całe plany.
Ja ostatnio miałam taką sytuację, przy szukaniu materiałów do najnowszej kolekcji, że zamówiłam materiał w pewnym dla mnie miejscu (już od dawna tam zamawiam), a okazało się że nie ma przędzy i nie mogą dla mnie tego wykonać. Co to oznaczało. Zmianę planów. Musiałam zmienić koncepcję kolorystyki. Nic strasznego się nie stało, bo szybko znalazł się zamiennik, ale wiecie, takich akcji w tygodniu mam kilka.
Wiele razy czekały mnie też takie techniczne nieprzyjemności z działaniem sklepu internetowego, awarią kompa, terminala, zatrzaśnięcie się w pracowni(!). Wiecie, takie sprawy, co nawet nie wymyślisz.
Ogólnie podsumowałabym to tak: nie ma co planować nadmiernie. Ja już teraz przyjęłam system ramowego planu. Wiem co danego dnia mam zrobić, ale daję sobie sporo czasu w ciągu dnia na sprawy bieżące. Obsługa klienta, gaszenie pożarów (jak zaginiona paczka, coś nie tak z materiałem, coś się dzieje nie tak z piecem w pracowni, w maszynie nie działa element do nawijania). Rozumiecie, takie rzeczy, których nie mogę zaplanować, bo się nie da nawet ich przewidzieć, ale warto mieć na nie czas, bo i tak będę musiała się nimi zająć.
Wcześniej moja lista na dany dzień była bardzo długa i bardzo często jej nie realizowałam, bo nie miałam zapasu czasu. A potem jak przyszło opóźnienie to cały plan w gruzach, a ja zapłakana siedziałam pod koniec dnia, bo przecież „znów nie udało mi się zrealizować planu”.
-
Ja podejmuję decyzję.
Nie umiem się zdecydować czy to plus czy minus, bo przecież fajne jest decydowanie. Ale mam tu na myśli inny aspekt – musisz wziąć odpowiedzialność za wszystkie decyzje, które podejmujesz. Więc jeśli podejmę decyzje o kupnie materiału (a materiały kupuję na belach u producentów, cena jest spora całości, ale jednostkowa bardziej opłacalna), to muszę potem cały ten materiał sprzedać. A jeśli nie sprzedam, to brać na klatę to, że źle zainwestowałam (albo źle sprzedaję).
Z drugiej strony, widzę jak bardzo dojrzewam, kiedy takie decyzję muszę podejmować. Stałam się bardziej konkretna. I też kręci mnie, że ta odpowiedzialność jest, bo muszę bardzo się strać. To takie jakby dojrzewanie z firmą.
-
Ciągle o tym myślę.
Ileż to razy obudziłam się o 5 rano i już nie mogłam zasnąć, bo myślałam nad nowościami do sklepu. Ale muszę przyznać, tak nad ranem nachodzą mnie dobre pomysły, więc w sumie nie powinnam narzekać, nie?
Ale prawdą jest, że nie wyjmiesz firmy ze swojej głowy. Nie ma opcji. Jasne, że możesz starać się odcinać, np. na wakacjach. Ja się staram. Ale prawie zawsze tam nachodzą mnie najlepsze pomysły, bo jak się wyluzuję, to mam wenę. To jak dziecko. Będziesz o nim myśleć, nawet kiedy nie będzie go obok. Nawet na drugim końcu świata.
-
Mało czasu na pasję.
Jeśli wydaje Ci się, że kiedy prowadzę biznes w którym szyję, to szyję przez większość czasu, to nic bardziej mylnego, jak mawia klasyk (chyba już mogę tak napisać). Myślę, że spędzam przy maszynie jakieś 30% czasu całej mojej pracy. A przecież sama szyję wszystkie zamówienia i sukienki! Więc wyobraź sobie ile jest rzeczy do zrobienia innych…
Jeśli chcesz otwierać biznes bo kochasz szyć, to wiedz, że nie będziesz wcale tak dużo szyła. Więc może lepiej szyć u kogoś na etat?
-
Sama organizuję sobie pracę.
To jest ten punkt, na który ludzie lecą najbardziej. Bo przecież super jest samemu decydować o godzinach pracy.
Dla mnie to jest bardzo przyjemnie bo uwielbiam planować i organizować (to mój pierwszy talent w teście Gallupa). W moim przypadku działa to dobrze, bo też sama potrafię zmobilizować się do pracy. Nie potrzebuję bata nad głową. Przeciwnie, mam wrażenie że za często sama wymuszam za duże tempo.
Jeśli rozważasz swój biznes, zastanów się czy potrafisz dobrze się organizować, swoją pracę, czas. Bo nie trudno tutaj o chaos. Ja się tego uczę cały czas, bo wiadomo że nie zawsze jest idealnie. Ale rzeczywiście własna działalność pozwala tak zarządzać swoim dniem, żeby pracować bardzo efektywnie, wtedy, kiedy serio chcesz i możesz. Nie musisz wcale pracować od 8-16, bo może najlepiej pracuje Ci się w innych godzinach. To jeszcze zależy od tego jaką działalność prowadzisz, ale myślę że rozumiesz. Możesz sama ustalać godziny pracy.
Ja mam narzucone przez siebie godziny otwarcia pracowni (wtedy można przychodzić do butiku). Zrobiłam to specjalnie, bo najlepiej wtedy działam. To, niejako, do pracy mnie zmusza. Szczerze, mam takie dni, że wyszłabym stąd po 13, ale jako że muszę tu siedzieć do 17, to siedzę i robię.
Prawda jest jednak taka, że jak jeszcze pracowałam w domu, to bardzo często nie pracowałam tyle ile powinnam. A od kiedy wychodzę do pracy, to rzeczywiście widzę że firma się rozwija, bo poświęcam jej wystarczająco dużo czasu.
I wiecie co najlepiej zadziałało na moją pracę? Właśnie wyznaczone godziny pracy. Nieźle co? Coś przed czym ludzie uciekają na własne działalności, stało się dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Bardzo mnie to mobilizuje do pracy. Wiem że muszę się wyrobić w te 8h dziennie i koniec. Mam zasadę, że nie przynoszę pracy do domu. Tam jest przestrzeń tylko do wypoczynku i relacji z mężem. No może czasem nauki. Ale kumasz o co chodzi? Ja działam świetnie jak mam ramy.
-
Sama ustalam co tworzę.
To jest bardzo przyjemne i zdecydowanie to 100% na plus. Sama wymyślam kroje, sama szukam materiałów. A zatem mogę zadbać o to żeby były najwyższej jakości i przemyślane. Nic dodać, nic ująć. Mam wgląd w cały proces produkcji (bo w większości ja go wykonuje), więc wiem co sprzedaję.
-
Cały czas się uczę.
To chyba najfajniejszy aspekt biznesu, największy plus. Bardzo się rozwijam i to szybko. Wiesz, tak jakby ktoś mnie wrzucił do głębokiego basenu i powiedział że musisz sobie radzić. No i tak kombinujesz, że musisz ogarnąć.
Mówię tutaj również o takiej nauce np. sprzedaży, pisania tekstów. Nie tylko samej mojej dojrzałości, ale rozwoju konkretnych umiejętności.
Czy wiedząc że biznes jest tak trudny, zdecydowałabym się znów na to samo? Oczywiście! Ale pamiętaj, że ja mam taką osobowość. Lubię jak się dzieje, jak się zmienia. Jak pracowałam na zleceniu u innych, to nie mogłam wytrzymać, bo nudziło mi się po czasie. Teraz za to już mi się w ogóle nie nudzi. Wręcz przeciwnie, nie wiem w co mam włożyć ręce.
Podsumowanie:
Żeby otwierać swój biznes trzeba chcieć robić biznes. Musisz lubić adrenalinę, zmiany, ciągłą niepewność i gotowość na bycie zaskakiwanym. I na początku nadgodziny ;p
Ale satysfakcja jest duża i wiadomości od zadowolonych klientów pchają do przodu. Jak nic innego!